niedziela, 23 stycznia 2022

Pławowice - Rzeczpospolita Poetów

Czytam sobie właśnie wspaniałą książkę socjolożki Anny Wylęgały „Był dwór, nie ma dworu”, traktującą o powojennej reformie rolnej w percepcji beneficjentów tej reformy, czyli mieszkańców parcelowanych wsi oraz byłych pracowników dworskich i folwarcznych. Pozycja ta – jak sama autorka we wstępie zaznacza – wypełnia lukę w badaniach nad historią powojennej wsi, prezentując ujęcie, którego jak dotąd nikt się nie podjął, tj. społeczny i kulturowy aspekt reformy rolnej 1944-1945 roku. Badania terenowe przeprowadzone przez autorkę na potrzeby niniejszej pracy objęły dwanaście miejscowości z rejonu Kielecczyzny – wśród nich administracyjne należące już do województwa małopolskiego Pławowice.

Pałac w Pławowicach, dwudziestolecie międzywojenne (źródło: NAC)

Pałac w Pławowicach to doskonały przykład wiejskiej rezydencji klasycystycznej doby postanisławowskiej. Budowla powstała w latach 1804-1805 dla rodziny Morstinów, według projektu Jakuba Kubickiego – warszawskiego budowniczego, architekta odpowiedzialnego m.in. za projekt placu Zamkowego, Belwederu oraz pierwszej niezrealizowanej koncepcji Świątyni Opatrzności Bożej. Pławowicki pałac jest budowlą piętrową, założoną na planie prostokąta, nakrytą czterospadowym dachem. Zarówno w elewacji frontowej jak i ogrodowej zastosowano czterokolumnowy portyk zwieńczony trójkątnym tympanonem. Pod koniec XIX w. dokonano rozbudowy pałacu w kierunku południowym z zachowaniem jego prostokątnego rzutu - stąd obecne niesymetryczne usytuowanie portyków względem osi pałacu. W otoczeniu rezydencji istniał sięgający doliny Szreniawy rozległy park w stylu angielskim, z urozmaiconym drzewostanem, dużym stawem z wyspą pośrodku oraz kompleksem stawów rybnych połączonych groblami.

Pławowice, pracownia L.H. Morstina  (źródło: NAC)

W okresie dwudziestolecia międzywojennego właścicielem Pławowic był Ludwik Hieronim Morstin – poeta, pisarz, dramaturg, krytyk literacki i publicysta. Podczas I wojny światowej służył w Legionach Polskich, a po odzyskaniu niepodległości pełnił funkcje dyplomatyczne na placówkach w Paryżu i Rzymie. Wróciwszy do rodzinnych Pławowic w połowie lat dwudziestych, dał się poznać jako animator życia kulturalnego, organizując m.in. słynne zjazdy poetów w 1928 oraz 1929 roku. Te niecodzienne spotkania stały się kanwą sztuki „Rzeczpospolita poetów”, w której gospodarz sportretował wielu spośród swych znakomitych gości - m.in. Juliana Tuwima, Jana Lechonia, Leopolda Staffa, czy Marię Pawlikowską. Morstin słynął z wielkiego zamiłowania do kultury antycznej, co niejednokrotnie znajdowało odzwierciedlenie w jego twórczości i działalności publicystycznej. Obok wielkiej miłości do sztuki, nieodłączną cechą ostatniego właściciela Pławowic, podkreślaną przez wszystkich, którzy go znali, było nieprawdopodobne wręcz roztargnienie. Dziś jest to pisarz niemal całkowicie zapomniany, a przecież pozostawił po sobie całkiem spory dorobek w postaci około czterdziestu utworów dramatycznych, kilku tomów wierszy, powieści i publikacji o charakterze wspomnieniowym, ale także przekładów, artykułów prasowych, recenzji.

L.H. Morstin w otoczeniu dzieci wystawiających "Antygonę" na ganku pałacu w Pławowicach, dwudziestolecie międzywojenne (źródło: NAC)

Dedykacja L.H. Morstina "na pamiątkę pobytu w Pławowicach" (zbiory własne)

Pławowice przejęto na potrzeby reformy rolnej w lutym 1946 roku. Zgodnie z intencją samego Ludwika Hieronima Morstina posiadłość miała być przeznaczona na dom pracy twórczej Związku Literatów Polskich. Niestety koncepcji tej nie udało się zrealizować. Jedną z przyczyn były naciski miejscowej ludności, dążącej do rozparcelowania całości majątku łącznie z parkiem i stawami. Ostatecznie rozparcelowano same grunty rolne, a losy pławowickiej rezydencji potoczyły się podobnie jak losy większości ziemiańskich siedzib „uspołecznionych” w ramach realizacji powojennego dekretu o reformie rolnej. W 1949 roku pałac z parkiem przeszedł pod zarząd PGR, a w 1961 roku przejęła go miejscowa spółdzielnia produkcyjna. W pomieszczeniach pałacu mieściło się przedszkole, świetlica, kawiarnia, a także mieszkania socjalne, których lokatorzy w szybkim czasie doprowadzili zabytek do ruiny. Obecnie opuszczony pałac stanowi własność prywatną. Na przestrzeni ostatnich lat podjęto działania zabezpieczające, mające uchronić ziemiańską siedzibę przed jej ostatecznym unicestwieniem. Mówi się również o planowanej w najbliższej przyszłości inwestycji, mającej przywrócić pałacowi jego dawną świetność. W roku 2006 odbył się w Pławowicach trzeci zjazd poetów, symbolicznie nawiązujący do tych organizowanych niegdyś przez Ludwika Hieronima Morstina. Czy była to pierwsza jaskółka zwiastująca powrót artystów do Pławowic, czy raczej łabędzi śpiew przedwojennej literackiej legendy? To już czas pokaże.

Pławowice w okresie PRL-u (zbiory własne)

niedziela, 9 stycznia 2022

„Pan Tadeusz” Józefa Wilkonia

Od czego by tu zacząć? Wielkiego dylematu nie miałem. Nie ma lepszego źródła wiedzy o polskim dworze – jego kolorycie i obyczaju – niż „Pan Tadeusz”. Nie ma też bardziej fundamentalnego dla Polaków dzieła literackiego niż poemat Adama Mickiewicza. Uzasadniać tego nie muszę, a gdyby ktoś miał wątpliwości, zawsze można zajrzeć do któregoś z polonistycznych opracowań lub spytać pierwszego lepszego maturzystę (może raczej „lepszego”, niż „pierwszego”). Miast brnąć w truizmy, chciałbym podzielić się w tym miejscu swoim osobistym wspomnieniem z lat dzieciństwa. W moim rodzinnym domu stał na półce (do dziś stoi) potężny tom „Pana Tadeusza” z ilustracjami Józefa Wilkonia, wydany w latach siedemdziesiątych przez Wydawnictwo Arkady. Prawdopodobnie nim posiadłem jeszcze umiejętność czytania – a z całą pewnością czytania ze zrozumieniem – wertowałem tę księgę ze względu na owe intrygujące i odbiegające od wszystkiego co znałem, ilustracje. Przed moimi oczami przesuwał się cały korowód postaci i zdarzeń epopei, której treść mogłem w owym czasie jedynie przeczuwać i odgadywać - szlagoni z szablami, eteryczne damy, myśliwi, wojskowi, konie, powozy, pawie, harty, uczty, potyczki, polowania... A nad tym wszystkim dzika, niemal pierwotna litewska przyroda, dziwnie spychająca na margines całe to ludzko-zwierzęce panoptikum.







Minęły lata. Dowiaduję się właśnie, że kilka lat temu ukazało się kolejne wydanie „Pana Tadeusza” znów ilustrowane przez Józefa Wilkonia. Chociaż forma książki nawiązuje do tej sprzed czterdziestu lat, zawiera całkiem nowy zestaw ilustracji Mistrza. Trzeba będzie koniecznie nadrobić zaległości i zaopatrzyć się w tę pozycję. Wrażeń towarzyszących tym pierwszym dziecięcym kontaktom z wykreowanym przez Wilkonia światem już nie odtworzę, czemu by jednak nie spróbować dopisać do nich jakiś ciąg dalszy?


Dworek w Zameczku

Ci którzy myślą, że posiadanie zabytku w dzisiejszych czasach to wielka udręka, powinni przeczytać książkę Włodzimierza Kalickiego „Panowie ...